W tym wydaniu „Autoportretu” zamierzałyśmy pokazać wnętrza jako statusową reprezentację, element kreacji wizerunku, lecz układanka się rozrosła. We wnętrzach mieszkań splatają się nasze marzenia, sny, wyobrażenia o sobie i wszystkie słabości. Złogi, bebechy codzienności, jak mówi w wywiadzie Natalia Fiedorczuk. We wnętrzu tworzy się napięcie między publicznym i prywatnym, światem zewnętrznym i intymnym – to wnętrze jest, zdaniem Adolfa Loosa, sceną życia. Wszystko razem jeszcze mocniej wymieszały media społecznościowe i pandemia – w jej trakcie za ich sprawą powszechnie zaglądaliśmy do cudzych mieszkań. Wytwarzamy nasz habitat wokół swoich ciał, jak wszelkie inne organizmy. Choć z zewnątrz nasze domy wyglądają jak klocki, w środku mają (nasze) węzły. Styki teraźniejszości, przyszłości i przeszłości – żeby je pomieścić, potrzebujemy miejsca. Co innego wmawiają nam modne media powielające artykuły na temat nowoczesnego stylu życia w mieście na dziewięciu metrach kwadratowych. Czasem twierdzą też, że pakując się takie pudełko, ratujemy planetę. A jak jest naprawdę? Odpowiedź do znalezienia w numerze.